Przedstawicielom studiów strategicznych i bezpieczeństwa w naszym kraju zapewne odbiera mowę i zapiera dech, gdy widzą, jak minister obrony narodowej ujawnia wyborcom swojej partii ściśle tajne plany obrony Polski sprzed nieco ponad dekady. Czyniąc tak, ujawnia je całemu światu, w tym Rosji. Tak, ściśle tajne plany obrony Polski sprzed niewielu lat ujawnia nie rosyjski minister obrony, nie na zamkniętym spotkaniu w siedzibie swojego ministerstwa czy FSB gdzieś w Moskwie, lecz polski minister obrony. Tak, ten sam, który ponad pół roku temu nie zareagował na uderzenie rosyjskiej rakiety w polskie terytorium, choć przeleciała ona aż pod Bydgoszcz. Jak wiadomo, znalazł ją spacerowicz, nie wojsko polskie podległe temu ministrowi.

Dlaczego to robi? Ze względów czysto wyborczych, a ściślej, aby odwrócić uwagę od wielkiej afery w polskiej służbie zagranicznej, w ministerstwie spraw zagranicznych. Chodzi o ujawnienie przez media procederu pokątnej sprzedaży na wielką skalę polskich wiz migrantom z krajów Afryki i Azji. Afery, która odzwierciedla stan polskiej dyplomacji, jako „oręża” (tym razem w cudzysłowie) służącego obronie interesów Polski na scenie międzynarodowej.

A dlaczego mogło dojść do takiego procederu? Ponieważ służby kontrwywiadowcze nie reagowały, ponieważ – jak można sądzić – polska polityka zagraniczna straciła osłonę kontrwywiadowczą (chodzi o osłonę ludzi ze służby zagranicznej, aby niechcący lub intencjonalnie nie wyrządzali szkody interesom kraju). Tak, chodzi o te same służby specjalne, które nie miały żadnych problemów, aby przy pomocy supernowoczesnego i drogiego sprzętu, przeznaczonego do zwalczania terrorystów, inwigilować niezgodnie z prawem demokratyczną opozycję w naszym kraju (słynna afera z systemem Pegasus). Oznacza to, że aktywność służb specjalnych została przekierowana na zwalczanie demokratycznej opozycji, w związku z czym stały się one głuche i ślepe na możliwe zagrożenia zewnętrzne. To zadanie pozostawiono służbom NATO i UE.

Przedstawiciele studiów strategicznych i bezpieczeństwa, nie tylko oni, mają obowiązek zapytać o odpowiedzialność za te szkodliwe dla bezpieczeństwa Polski działania. Czy premier dymisjonuje odpowiedzialnych za nie ministrów obrony, spraw zagranicznych, ds. służb specjalnych? Wiemy, że nie, czyli on sam nie wykazuje żadnej wrażliwości na zagrożenia stwarzane przez podlegających mu ministrów i aparat oddany do ich dyspozycji. Brak reakcji premiera realizującego interes partii władzy może nie dziwić.

Zatem trzeba zapytać o stanowisko „ponadpartyjnego” prezydenta wobec tych zagrożeń stwarzanych przez powoływanych przez niego ministrów, wszak prezydent – zgodnie z Konstytucją – „stoi na straży bezpieczeństwa państwa” (art. 126). Czy jeśli on nie reaguje na te sprawy, to efekt rozmontowania sądu konstytucyjnego w Polsce, bez którego Konstytucja jest niewiele warta? Jednak rzecz dzieje się tuż przed wyborami, a więc logiczny wniosek jest taki, że prezydent w tych sprawach stoi na straży interesów partii rządzącej, swojej partii, a nie bezpieczeństwa Polski.

Z powyższych sytuacji, i nie tylko z nich, mogłoby wynikać, że studia strategiczne i bezpieczeństwa w Polsce stały się bezprzedmiotowe. Po co zajmować się zagrożeniami bezpieczeństwa, po co analizować sytuację bezpieczeństwa wokół Polski, po co rozważać, co należy zrobić, aby zgodnie z regułami sztukami wzmocnić nasze bezpieczeństwo, skoro rządzący nie tylko nie zajmują się bezpieczeństwem Polski (potężne zakupy broni za pieniądze podatnika i przyszłych pokoleń to jeszcze nie jest polityka obronna). Nie tylko nie zajmują się tym, co należy do ich konstytucyjnych obowiązków, ale sami stwarzają dlań zagrożenia, przez świadome działania i świadome zaniechania. A wszystko to w imię nadrzędności interesów partyjnych nad interesami narodowo-państwowymi.

Dla nas, przedstawicieli studiów strategicznych i bezpieczeństwa, to są rzeczy nie do uwierzenia. Rzeczy, o których nam się nie śniło. Czy mamy zatem opuścić ręce, uciekać w stronę teorii czy odległych problemów strategicznych, jak choćby napięcie wokół Tajwanu? Ale czy przystoi nam „liczenie aniołów na czubku szpilki”, gdy deptany jest elementarz bezpieczeństwa naszego kraju?  W naszej dziedzinie mamy sytuację alarmu dla Polski. Jaka odpowiedź będzie miarą dojrzałości naszego środowiska, potwierdzeniem naszej racji bytu? Z tym pytaniem pozostawiam członków naszego Stowarzyszenia.     

Roman Kuźniar,
Uniwersytet Warszawski