Najbardziej dworski z rosyjskich ekspertów w sprawach zagranicznych i bezpieczeństwa zaproponował niedawno, aby Moskwa nie zwlekała i użyła taktycznej broni nuklearnej w jej agresji przeciwko Ukrainie. Dlaczego? Aby ukarać Zachód za jego pomoc dla Ukrainy i inne grzechy wobec Moskwy. A gdyby Zachód się nie przestraszył, należałoby, jego zdaniem, uderzyć nuklearnie w wiele wybranych celów w Europie. Wtedy ci na Zachodzie oprzytomnieją, dodawał.
Siergiej Karaganow, od lat upadły moralnie i intelektualnie ekspert i doradca władców Kremla, był od lat 90. cenionym na Zachodzie uczestnikiem wielu konferencji i autorem wielu tekstów publikowanych w prestiżowych zachodnich mediach. Dziś nadal służy Kremlowi, choć głównie jako tuba moskiewskiej soldateski. Nie można mieć wątpliwości, że jego groźba była inspirowana przez Putina, bądź z nim uzgadniana. Putin wszakże od pierwszego dnia wojny odwołuje się do potencjału nuklearnego Rosji jako argumentu, który mógłby być przez nią użyty, gdyby sprawy na froncie nie szły po jej myśli. Miał to być sposób na zastraszenie Zachodu, który był postrzegany jako główne źródło siły Ukrainy w wojnie obronnej przeciw Rosji. Karaganow wychodzi poza wcześniejsze groźby uderzenia deeskalacyjnego, gdzieś w okolicach frontu, i proponuje wykonanie uderzenia karzącego na Europę, przywołującego Zachód do porządku. To rewolucyjna zmiana w propagandzie Kremla. Czy także w doktrynie nuklearnej, tego nie wiemy, bo Karaganow to nie Putin, tylko jego medialny sługa.
Owszem, stoczył się do roli sługi Kremla, ale Karaganow to nie byle kto, to prawdziwy oligarcha wśród rosyjskich ekspertów, doradców, komentatorów. Po pierwsze, oligarcha w sensie dosłownym. Majątek zbił dzięki zaproszeniom z Zachodu na niezliczone konferencje, odczyty, publikacje, udział w radach, zespołach, komisjach, łącznie z nowojorską Council on Foreign Relations. Zatem żmija wyhodowana i utuczona na piersi Zachodu, w taki sam sposób, jak liczni złodziejscy oligarchowie reprezentujący surowce energetyczne, ważne minerały czy usługi. Owoc wielkiego błędu Zachodu po zimnej wojnie w podejściu do postsowieckiej Rosji. W przypadku Karaganowa tym łatwiejsze, że w latach 90. chodził w aureoli rosyjskiego liberała, należącego do grupy definiującej się tam jako „najlepsi przyjaciele Zachodu”. I Zachód to kupił. Dziś już nie ukrywa swego wielkoruskiego szowinizmu ani afirmacji dla despotycznego systemu rządów. Dziś jest zwolennikiem eurazjatyzmu i sojuszu z Chinami. Zanim jeszcze wojna wybuchła, opowiadał się za siłowym podejściem do Ukrainy. Nie przypadkiem jego stanowisko w sprawie militarnej ochrony mniejszości rosyjskich w krajach byłego ZSRR porównywano do poglądów Hitlera.
Jest też Karaganow oligarchą w swojej własnej branży – zaplecza ekspercko-doradczego, bowiem stał na czele rosyjskiej Rady do spraw bezpieczeństwa i zagranicznych. Pracował także w innych prestiżowych think-tankach i dobrze płatnych instytucjach akademickich. W rosyjskiej community tej branży był numerem jeden, rozdawał karty. Powszechnie znany z arogancji i pewności siebie. W swoim środowisku stał na czele rosyjskiego sprzeciwu wobec rozszerzenia NATO w latach 90. Miałem okazję polemizować z nim wtedy. W sposobie myślenia i logice argumentacji reprezentuje najlepszą (czyli najgorszą) tradycję bolszewickiego robienia wody z mózgu. A ponieważ robił to również świetnym angielskim, łatwo znajdował uznanie na Zachodzie.
Ostatni głos Karaganowa, czyli propozycja użycia nuklearnej, karzącej ręki Kremla wobec wybranych celów w Europie, to bez wątpienia wyraz desperacji Moskwy. Nie miejmy jednak wątpliwości – oni tam tak myślą. Mentalnie są na to gotowi. Grupa rządząca Rosją to – według słów jednego z rosyjskich pisarzy – ludzie o mentalności ulicznych bandytów. Wielu z nas nie miało co do tego wątpliwości od dawna, choć krępowaliśmy się publicznie używać takich określeń. Oni by tak chętnie zrobili, jak pisze Karaganow. Jeśli coś ich powstrzymuje, to jedynie obawa przed odwetem Zachodu. Przypomnijmy, że w podobny sposób Sowieci próbowali rozerwać więzy bezpieczeństwa łączące USA i Europę Zachodnią (od lat 70. XX w.). W ich kalkulacji, w razie konfliktu z ZSRR, Ameryka z obawy przed sowieckimi kontruderzeniami miała nie przyjść z pomocą sojusznikom z Europy Zachodniej.
Przy użyciu nuklearnych uderzeń, Karaganow chce uczyć Zachód trzeźwości myślenia. Sam jednak uważa, że jego samego trzeźwość analizy nie obowiązuje. Dzisiaj Karaganow może być pewien jednego. Opad radioaktywny po zachodnim uderzeniu odwetowym nie ominąłby rezydencji mistrza rosyjskiej hucpy.
Roman Kuźniar,
Uniwersytet Warszawski