Nie trzeba zgadywać, kto jest tym królem i o jaką wojnę chodzi. Premier Węgier Orbán, bezpodstawnie przyznając azyl polityczny posłowi Marcinowi Romanowskiemu, wypowiedział Polsce polityczną wojnę. Natychmiast nasuwa się pytanie, czy jest to zwykły incydent, ot, po prostu, środkowoeuropejski król polityczno-biznesowych geszefciarzy udziela azylu „swemu”, to znaczy także złodziejowi publicznych pieniędzy. Czy może jest to część szerszej wojny, jaką autokracje toczą dzisiaj ze światem demokracji. Przypomnijmy, że Węgry Orbána są piątą kolumną Putina w Europie oraz europejskim przyczółkiem w antyzachodniej strategii Pekinu.

Niezależnie od tego, którą wersję w tej chwili możemy przyjąć, polska odpowiedź powinna iść w trzech kierunkach. Po pierwsze, w stosunkach dwustronnych. I to się już zaczęło. Odwołanie naszego ambasadora z Budapesztu na bezterminowe konsultacje to wyjściowe minimum minimorum. Dalsze kroki powinny dotyczyć zarówno stosunków politycznych (ich zawieszenia), gospodarczych i kulturalno-wizerunkowych. Ukrywany po 1989 roku fałsz sentymentalnych „bratanków” stał się teraz jawny. Węgrzy, którzy chętnie się odwołują do tego powiedzenia, muszą się dowiedzieć, że oto ich premier „uśmiercił” bratanków. Postanowił zastąpić polskich bratanków rosyjskimi kuzynami. Od kilku dni Węgrzy mają nową układankę: „Putin, Orbán, dwaj kuzyni, demolują, że aż dymi”.

Po drugie, Węgry muszą odczuć cenę wojny politycznej wypowiedzianej Polsce na forum europejskim. To nie jest łatwe, trzeba nad tym popracować. Trudność polega na tym, że demokracje europejskie słabo sobie radzą ze swymi wrogami. Wszak Węgry nie tylko nie zostały wyrzucone z Unii, jak być powinno, ale jeszcze jej w drugim półroczu 2024 przewodziły. To można porównać do przewodnictwa Komisji (Rady) Praw Człowieka NZ przez Sudan czy Białoruś, ale w ONZ demokracja czy rządy prawa nie są kryterium członkostwa. Instytucje europejskie mogą być jednak lepiej wykorzystane przeciwko mafijno-autokratycznym Węgrom niż do tej pory i polskie przewodnictwo od 1 stycznia może temu pomóc.

Po trzecie, stawienie czoła nieprzyjaznym aktom ze strony Budapesztu wymaga aktywności na froncie wewnętrznym. Wszak sprzymierzeńcem Orbána w zwalczaniu demokracji, praw człowieka i rządów prawa jest obóz zjednoczonej prawicy. To dlatego sprzymierzeniec Putina wziął pod ochronę jej polityka i zapowiada, że udzieli schronienia kolejnym (przewiduje, że będą tego potrzebować). Pojawił się nawet dowcip, że na przedmieściach Budapesztu powstanie dla nich Budapis. To lepiej, niż gdyby zgodnie z zapowiedziami prezesa zjednoczonej prawicy powstał Budapeszt w Warszawie… Piątej kolumnie Orbána nad Wisłą demokratyczny polski rząd także musi stawić czoła. Przypomnę motto jednaj z naszych konferencji: „obrona rozpoczyna się od rozpoznania własnych słabości”.

Dla studiów strategicznych, czyli zwłaszcza dla naszego Stowarzyszenia, to ciekawy przypadek, więc nie powinniśmy przeoczyć okazji, aby poważniej się nim zająć. Pytanie brzmi, jak sprawić, aby mu się to nie opłaciło, aby mu to nie uszło płazem, aby to nie on – jak zapowiada – regulował poziom konfliktu w stosunkach dwustronnych z Polską.

Jednak nie psujmy nim sobie Świąt Bożego Narodzenia, choć świąteczna atmosfera nie powinna przesłaniać zagrożeń. Niedawny dramat w Magdeburgu to potwierdza. Tymczasem, wszystkim Członkom Stowarzyszenia życzę właśnie pięknych Świąt oraz zdrowia i wszelkiej pomyślności w Nowym Roku. Do zobaczenia w styczniu!

Roman Kuźniar