Drony a obronność RP
To, że w Ukrainie trwa wojna od trzech lat i prawie siedmiu miesięcy, to wiedzą wszyscy, ale to, że od przeszło dwóch lat trwa tam rewolucja w sprawach wojskowych jest już kwestią mniej znaną, a jeszcze rzadziej postrzeganą we właściwych proporcjach.
To nie jest tak, że ukraiński MON uznał, że drony jednak są istotne, więc je zakupił i przekazał wojsku, jak zdaje się to widzieć wielu polityków, a nawet wojskowych. Ta rewolucja ma znacznie szerszy zasięg i głębsze znaczenie. Niestety sposób reakcji na incydent z dronami z nocy między 9 a 10 września pokazuje nam, sojusznikom, ale niestety także Moskwie, że pomimo gwałtownie zachodzącej rewolucji w sprawach wojskowych w Ukrainie i Rosji, my pozostaliśmy przy konwencjonalnych i tradycyjnych środkach prowadzenia walki. Brzmi to znajomo… Taką rewolucję w latach 30. przechodziła Reichswehra i potem Wermacht pod wpływem myśli wojskowej płynącej z kręgów wojskowo-akademickich z Wielkiej Brytanii (gen. Fuller, kpt Liddell-Hart), dzięki ich implementacji głównie przez Hanza Guderiana, przy akceptacji Adolfa Hitlera. Jednak tak Polska, jak Francja, a także sama Wielka Brytania wolały trwać przy dobrze im znanych, tradycyjnych oraz przećwiczonych metodach walki…

Rewolucja, o której tu mowa, to nie tylko drony, to zmiana obrazowania pola walki, poszerzona świadomość sytuacyjna z wykorzystaniem sztucznej inteligencji, to robotyzacja i automatyzacja pola walki, a wreszcie coraz szersza i zaawansowana implementacja sztucznej inteligencji. Ze zdziwieniem czytam komentarze części ekspertów, że „rewolucja dronowa wyhamowuje, teraz zaczyna się kolejna rewolucja sztucznej inteligencji”. W czym te „rewolucje” miałyby być sprzeczne? Dlaczego jedna miałaby zastępować drugą? Przecież to zbiory komplementarne, a w zasadzie tworzące efekt potężnej synergii!
Co więcej rewolucja zachodzi po obu stronach frontu, obie walczące strony uczą się błyskawicznie od siebie nawzajem i obie mają szerokie wsparcie od szeregu krajów z zaawansowaną technologią. Ta rewolucja to nie tylko nowa technologia, ale zmiana sposobu myślenia i działania wojskowych oraz funkcjonowania środowiska cywilnych wspierających armię. Bez tego sprzężenia zmiany można tylko markować. Nie chodzi zatem o to, by przeprowadzić przetarg, kupić nowoczesny sprzęt i przekazać go wojsku – to jest myślenie tradycyjne. Zarówno system poszerzonej świadomości sytuacyjnej (w Ukrainie są to Delta, Krypyva i inne mniejsze systemy), które można nazwać systemami wsparcia dowodzenia, UAV, czyli urządzenia popularnie nazywane dronami, a w zasadzie UAS (Unmanned Aerial Systems), to także: działka, roboty naziemne, transportowe, wsparcia i zaopatrzeniowe, drony nawodne, zwiadowcze, bojowe, kamikadze (amunicja krążąca) i wielokrotnego użytku, drony miniaturowe w kieszeni szeregowego lub kaprala i wielkie potrafiące zbombardować lotnisko strategiczne rosyjskie w dalekiej Azji. Wiele z tego jest produkowane przez setki małych „przedsiębiorstw” rozsianych głęboko za linią frontu. Producent ma bezpośredni kontakt z jednostkami wojskowymi, które ten sprzęt wykorzystują, co pozwala na błyskawiczny update, zmianę konfiguracji czy implementację nowych rozwiązań. Wojskowi szczebla batalionu mają tu bardzo dużą swobodę. Ale też wielu z nich przyznaje, że tradycyjne metody walki to odległa (choć tylko trzyletnia) przeszłość i inaczej dziś walczyć się już nie da. Oczywiście do tego wciąż tradycyjne środki prowadzenia walki są w użyciu, ale zmienia się ich rola na polu walki.
Mamy polskie firmy, które produkują system SKYctrl czy Hawk. Ale już to, że nazywamy je systemami antydronowymi i chcemy je niejako „dokleić” do artylerii, czołgów i samolotów świadczy, że nie dostrzegamy rewolucji tylko zmianę, a wielu wojskowych i chyba także polityków myśli, że można ją przeczekać, kupując parę Bayraktarów by zadowolić „gawiedź”. Choć o tym wszystkim mówię i piszę od wielu miesięcy, to dopiero wydarzenia z 9-10 września i wysyp komentarzy wywarły, jak się wydaje, w miarę skuteczną presję na rządzących. Choć dopiero ocenimy, na ile starczy mobilizacji.
Polityka informacyjna RP
Na plus należy poczytać władzom RP politykę komunikacyjną. Oczywiście zawsze można coś krytykować, jednak informacja o wydarzeniach dotarła do społeczeństwa dość szybko, nie było ukrywania licząc, że nikt nie znajdzie szczątków tak jak się to zdarzało niegdyś. Do tego ujawniono także, że o lecących dronach poinformowała strona białoruska. To też bardzo ważne, bowiem gdyby postanowiono to zataić, by nie „ocieplać wizerunku Łukaszenki”, bowiem wiadomo, że zwolennicy Rosji wykorzystają taki przekaz, to stałoby się to bardzo nośną „teorią spiskową”, a zatem czymś, co dla wielu byłoby znacznie bardziej wiarygodne niż jakikolwiek przekaz polityka, wojskowego czy eksperta, o dziennikarzach nie wspominając.
Informacja musi być szybka, oparta na faktach i w miarę szeroka, utajniając tylko niezbędne detale. Współcześnie nie ma innej metody w społeczeństwach demokratycznych. Bardzo dobrze wygląda też przekaz ze strony naszych sojuszników europejskich. Kompletnie nie dziwi już także forma przekazu z USA. Oczywiście nie zgadzam się z tymi ekspertami, którzy sądzą, że „teraz to już na pewno Trump straci poparcie w Polsce”… Płonne nadzieje – MAGA to kult, a wyznawcy kultu nie zmieniają stanowiska nawet gdy zagrożenie jest śmiertelne. Zwolennicy obecnego POTUS-a będą widzieć „wielopoziomowe szachy” za każdą wypowiedzią swojego lidera. Nie twierdzę, że Trump działa na rzecz Rosji, ale jestem przekonany, że nie posługuje się żadną strategią. Jego działania wynikają z intuicji i przekonania o własnych nadludzkich kompetencji, a to droga bardzo niewiadoma i niepewna, bo pozwala wpływać na niego tym, którzy potrafią odpowiednio balansować pomiędzy pochlebstwami (w tym Nagrodą Nobla), zyskami finansowymi i wizją Trzeciej Wojny Światowej. W tym niestety bardzo sprawny jest satrapa na Kremlu. Moim zdaniem stanowisko Polski w tej sytuacji jest oczywiste: trzymać się sojuszu z USA, spotykać się ile się da, rozmawiać, kupować sprzętu ile musimy, ale budować realne scenariusze ewentualnościowe, potencjał odstraszania, realną współpracę z partnerami europejskimi. Co więcej bardzo podobnie mówi o tym sam Trump. Chce sprzedawać broń, ale mówi głośno i wyraźnie – EUROPA MUSI BRONIĆ SIĘ SAMA. Trudno zrozumieć dlaczego te słowa są przekształcane w naszym kraju w: „Trump nas obroni, nie potrzebujemy Europy”. Gdyby Premier i Prezydent jeszcze bardziej uświadomili sobie o jaką stawkę toczy się gra z Kremlem i faktycznie współpracowali w obszarze spraw międzynarodowych i obronności, to Polska mogłaby stać się rzeczywiście mocarstwem średnim zdolnym do realnego odstraszania i obrony przez Rosją, będąc jednocześnie wielkim wsparciem dla walczącej Ukrainy.
Drony a dezinformacja i wojna hybrydowa
Przekaz Moskwy w kwestii 9-10 września jest taki, że to były drony ukraińskie, a celem operacji było wciągnięcie Polski i zapewne całego NATO do wojny z Rosją. Przekaz ten jest oczywiście stale podgrzewany i w takich sytuacjach boty, trolle, usłużni Rosji „eksperci” i niestety politycy natychmiast wykorzystują momentum, wzmacniając jego rezonowanie. Spójrzmy na realia. Czy naprawdę ktoś mógł sądzić, że kilka dronów, które spadają na polach, czy zawracają do Ukrainy, najczęściej nieuzbrojonych, mogłoby spowodować, że Polska wyśle swoje Siły Zbrojne do Ukrainy? Czy faktycznie cała potęga NATO z takiego powodu mogłaby rozpocząć operacją zbrojną przeciw Rosji? Ten argument jest kompletnie nielogiczny, ale bardzo nośny w zamkniętych tzw. bańkach informacyjnych, gdzie logika nie ma żadnego znaczenia, są za to emocje i odpowiednie przekazy, które je wzmacniają.
Co zyskuje Rosja tym wydarzeniem? Trzy potężne efekty:
- Testowanie naszych możliwości obronnych, reagowania NATO, mobilizacji i zdolności do działania społeczeństwa, polityków itd.
- Dzięki aktywizacji trolli i botów oraz sprzyjających Rosji ludzi wpływowych dalsze głębokie dzielenie społeczeństw zachodnich, w tym polskiego.
- Pogłębianie nastrojów antyukraińskich. Bardzo wiele osób, słuchając jednego z naszych posłów czy europosłów, kilku popularnych acz kontrowersyjnych naukowców, paru wpływowych dziennikarzy, nie jest już pewnych co się stało. Mówią: „ja za Rosją nie jestem, ale co to były za drony to nie wiadomo”.
Rosja niemal zerowym kosztem uzyskuje znaczne efekty, bardzo istotnie wzmacniane ćwiczeniami Zapad 2025. Koincydencja nigdy nie jest przypadkowa, gdy mowa o Rosji.
Ale Putin też żyje w bańce informacyjnej, nie docenia Zachodu, a na pewno Polski. Ta prowokacja powoduje mobilizację znacznie większą, niż mógł się spodziewać: Francja przysyła samoloty, podobnie Szwecja, Niemcy aktywują Patrioty i mają zwiększyć wsparcie. Polska zaczyna wreszcie bardziej poważnie mówić o dronach i systemach antydronowych (przynajmniej tyle). Być może bez takich prowokacji społeczeństwo w Polsce byłoby na tyle uspokojone, że znów można by zacytować Carla von Clausewitza: (…) ich przywódców nikczemne obyczaje państwowe i niezmierzona lekkomyślność szły ręka w rękę i w ten sposób pędzili w przepaść.
Maciej Milczanowski,
Uniwersytet Rzeszowski